sobota, 30 maja 2015

Mediolan przerwany

Idę sobie spokojnie ulicą miasta. Nasz hotel położony jest trochę na uboczu i dojście do centrum zajmie mi jakąś godzinę, ale mam cały dzień przed sobą. Jest ciepło, ale nie upalnie, nie pada, a ja mam już dwie kawy za sobą. Mogę iść.

caffe macchiato, czyli espresso z niewielką ilością mleka
Tu się zatrzymam, tam się zatrzymam. Tu zrobię zdjęcie, tam zrobię zdjęcie. Jednym słowem luz-blues.

spacerem do historycznego centrum
No to idę, zachwycona ludźmi na ulicy i otaczającą mnie architekturą. I słyszę brzęczenie w torebce - służbowy telefon się odzywa - nigdy nie jest to dobry znak. Patrzę, wyświetla się kapitan.
-"Daleko jesteś?"
-"A co?" - mówię i już się boję odpowiedzi.
-"Mamy problem. Samolot XYZ jest AOG (ang. aircraft on ground, jednym słowem uziemiony). Będziemy przejmować ich loty"
-"Tylko nie mów, że oni dziś mieli jakiś lot zaplanowany" - mówię i robię w tył zwrot i zaczynam biec w stronę hotelu.
-"Spokojnie, nie biegnij, ale wracaj. Mieli lot. Czekam na polecenie z firmy"- mówi kapitan, a ja z jego głosu wnioskuję, że też przyspiesza kroku (udał się rano na zakupy).
Teraz nie biegnę już, ale szybkim marszem pokonuję drogę powrotną. W połowie dystansu do hotelu spotykam kapitana, który dyskutuje z działem operacyjnym następny krok. Rozłącza się i mówi:
-"Czekamy"
No to czekamy nadal kierując się w stronę naszego lokum. Po chwili alarm zostaje odwołany, inny samolot przejmie loty, a my możemy wrócić do naszych zajęć.
-"To co? Kierunek centrum?" - pyta kapitan.
Po raz kolejny pokonuję trasę wąskimi uliczkami Mediolanu, tym razem docieram do Galerii Vittorio Emanuele II.



Zapierające dech w piersiach, jedno z najstarszych na świecie centrów handlowych.

Należy włożyć piętę w zagłębienie i obrócić się o 360 stopni, ma to zagwarantować pomyślność.

W Galerii znajdują się najdroższe i najbardziej ekskluzywne sklepy - nie na moją kieszeń, ale popatrzeć można.

Dzień trzeci w Mediolanie. Niby dzień wolny, ale musimy pojechać na lotnisko i przypilnować czyszczenia dywanu. Trudno, taka praca - będę miała całe popołudnie i wieczór dla siebie. Siedzę w pokoju i tworzę wpis na bloga. Telefon, dzwoni kapitan.
-"Zbieraj rzeczy, jedziemy."
-"Ok, zakupy mam zapakowane, zaraz będę" - mówię, bo wczoraj wieczorem jeszcze zdążyłam kupić kilka brakujących rzeczy na pokład.
-"Nie, pakuj walizkę, bierzemy wszystko ze sobą."
-"Co?"
-"Możliwe, że po czyszczeniu dywanu, zrobimy lot do Maroka."
-"?" - naprawdę, myślałam, że sobie chłopak ze mnie żarty stroi -" to ja mam być w mundurze?"
-"Nie, po cywilnemu, ale miej mundur na wierzchu, najwyżej się w toalecie przebierzemy. Bądź za pół godziny"
-"OK" - nie pozostało mi nic innego jak rzucić wszystko co robię i w panice spakować walizkę.(Dopakować walizkę, bo jak na prawdziwą stewardessą przystało, nigdy się do końca nie rozpakowuję.)
Pojechaliśmy, posiedzieliśmy w samolocie, zjadłam opakowanie ciastek i po kilku godzinach wróciliśmy do hotelu. Trzeci dzień w Mediolanie przepadł. Jedynie drink i kolacja wieczorem nam została.


5 komentarzy:

  1. Ale lubie te Twoje historie czytać :)))))) chociaz wiem ze nie zawsze jesteś z nich zadowolona ;)
    Ale to zamiast Azji teraz Europe przejmujecie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Europie już dawno jesteśmy, ale ja ostatnio głównie w Azji latałam. Teraz mi się Europa trafiła.

      Usuń
  2. haha, praca pełna emocji :D
    zazdroszczę! *_*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaplanowałam sobie 4 dni w Mediolanie prywatnie w październiku :D Czekam na to niecierpliwie :) a zdjęcia cudne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję. Na pewno będzie Ci się podobać.

    OdpowiedzUsuń